Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gramynawynos.pl 12 listopada 2012, 12:16

autor: Piotr Doroń

Andro-test: The Tiny Bang Story - urocza przygodówka w stylu Machinarium

Przygodówkom typu „ukryte obiekty”, podbijającym od kilku lat serca graczy casualowych, zazwyczaj brakuje oryginalności oraz pierwiastka X, czyniącego z nich niepowtarzalne, niezapomniane doświadczenie. Gra The Tiny Bang Story – tytuł reklamowany jako rosyjska odpowiedź na czeskie Machinarium (już na wstępie zaznaczmy, że trochę na wyrost), wydany w pierwszej kolejności na komputery PC i Mac – posiada owego czynnika wystarczająco dużo, by pobudzić wyobraźnię gracza i zaciekawić go kreacją wirtualnego świata.

Przygodówkom typu „ukryte obiekty”, podbijającym od kilku lat serca graczy casualowych, zazwyczaj brakuje oryginalności oraz pierwiastka X, czyniącego z nich niepowtarzalne, niezapomniane doświadczenie. Gra The Tiny Bang Story – tytuł reklamowany jako rosyjska odpowiedź na czeskie Machinarium (już na wstępie zaznaczmy, że trochę na wyrost), wydany w pierwszej kolejności na komputery PC i Mac – posiada owego czynnika wystarczająco dużo, by pobudzić wyobraźnię gracza i zaciekawić go kreacją wirtualnego świata.

Odbudujmy świat

Fabuła The Tiny Bang Story jest tłem dla rozgrywki – twórcy postanowili ją tylko delikatnie nakreślić, pozostawiając nam szerokie pole manewru do własnej interpretacji. Gracz trafia zatem na inspirowaną steampunkiem planetę o nazwie Tiny (mała, tycia), która przeżywa właśnie swoje najgorsze chwile. Źródłem problemów jest asteroida. W wyniku jej uderzenia niewielki glob rozpada się na dziesiątki kawałków o kształcie puzzli. Graczowi nie pozostaje nic innego jak tylko wyruszyć w pięcioetapową podróż, w trakcie której podejmie wysiłek zebrania wszystkich cząstek planety i przywrócenia na niej porządku.

Nietypowa przygodówka

Produkcja rosyjskiego studia ColibriGames nie jest typowym przedstawicielem gatunku przygodówek typu „ukryte obiekty”. Rosjanie postanowili pójść o krok dalej i wyposażyli swój produkt w szereg rozwiązań mających z jednej strony pobudzić zainteresowanie, a z drugiej – uczynić mechanikę rozgrywki bardziej zróżnicowaną. I choć sednem zabawy pozostaje szukanie różnego rodzaju przedmiotów poukrywanych na mapie lub w najdziwniejszych schowkach, to równie ważną rolę odgrywają zagadki logiczne, łamigłówki oraz klimat, jaki udało się zbudować dzięki ręcznie rysowanej szacie graficznej oraz onirycznej, autorskiej ścieżce dźwiękowej, przywodzącej na myśl doskonały soundtrack Tomáša Dvořáka do gry Machinarium bądź podkład muzyczny do Crayon Physics.

Szukaj, a znajdziesz

Rozgrywkę w The Tiny Bang Story można podzielić na dwa zasadnicze etapy. W pierwszym gracz zapoznaje się z kolejnymi etapami, podzielonymi zazwyczaj na kilka sekcji, stara się odnaleźć poukrywane puzzle, a także przedmioty, z pomocą których otwiera przejścia, naprawia maszyny pozwalające kontynuować podróż (np. pociąg czy piec), bądź zdobywa wyposażenie (np. torby podróżne, trafiające następnie do luku bagażowego w samolocie). Rozgrywka przypomina tu zasadniczo typowe produkcje z gatunku „ukrytych obiektów” – różnica polega na tym, że mapki są w mniejszym stopniu „zawalone” różnymi śmieciami, mającymi utrudnić odnalezienie właściwych przedmiotów, z kolei miejsca ich ukrycia są bardziej logiczne – często spoczywają np. w zamkniętych początkowo schowkach. Aby uzyskać dostęp do części z nich należy poradzić sobie z zagadkami logicznymi lub łamigłówkami (występującymi tu w liczbie około 20), lub też zagrać w proste gry zręcznościowe, stworzone na modłę klasycznych produkcji znanych z Commodore.

Właściwa zabawa jest bardzo satysfakcjonująca. Zazwyczaj odnajdywanie przedmiotów nie nastręcza trudności, bywa, że należy się zastanowić, by wpaść na miejsce ich ukrycia (w pewnym stopniu ułatwia to funkcja podświetlania interaktywnych elementów otoczenia bądź system ogólnych podpowiedzi, aktywujący się po zebranie właściwej liczby latających żyjątek). Również zagadki są w większości przypadków skonstruowane na prostych, logicznych zasadach – wśród nich znaleźć można układanki, składanie maszyn, łamanie szyfrów czy ustawianie rur. Reguły tylko jednej z nich, konkretnie tej z zaworami, pozostają dla mnie niejasne do tej pory, nawet mimo pozytywnego jej zaliczenia metodą prób i błędów. Po zaliczeniu poziomu gracz przechodzi do etapu drugiego, w ramach którego otrzymuje możliwość częściowego poukładania planety ze zdobytych puzzli, co samo w sobie stanowi ciekawe wyzwanie.

Klimat nie z tej ziemi

Gra posiada czytelny interfejs, aczkolwiek twórcy, wzorem Machinarium, zrezygnowali tu z tekstowych wprowadzeń, wskazówek i opisów, a napotykane postacie posługują się językiem obrazkowym. Bywa, że jest to źródłem problemów ze zrozumieniem tego, co autorzy mieli na myśli. Wystarczy jednak na spokojnie zastanowić się, by poradzić sobie z takimi trudnościami. Gra nie daje też wielu odpowiedzi jeśli chodzi o fabułę i konstrukcję świata, pozostawiając graczowi szerokie pole do interpretacji. Osobiście zastanawiałem się nad tym, kim jest osoba z licznych zdjęć i portretów, jakie znajduje się w kolejnych odwiedzanych miejscach – założycielem kolonii, burmistrzem, a może kimś zupełnie innym?

The Tiny Bang Story to bardzo ciepła produkcja, za sprawą której zapomnicie na moment o trapiących Was problemach. Dzięki niskiemu poziomowi trudności (pomijając irytująca zagadkę z rurami), stonowanemu tempu rozgrywki oraz pięknej oprawie wizualnej, dzieło Rosjan ze studia ColibriGames kreuje wyjątkowy, nie narzucający się klimat spokoju i harmonii. I choć zabawa sprowadza się tu do wykonywania prostych, schematycznych czynności, a warstwa fabularna jest nad wyraz krótka i uboga, to czasu spędzonego na planecie Tiny w żadnym razie nie można uznać za stracony.

Piotr "jiker" Doroń

 

Wydawca: Herocraft

Producent: Colibri Games

Rozmiar:  22 MB

Wymagania: Android 2.1 lub nowszy

Język: angielski

Cena: ok. 10 zł

Adres: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.herocraft.game.tinybangstory

Piotr Doroń

Piotr Doroń

Z wykształcenia dziennikarz i politolog. W GRYOnline.pl od 2004 roku. Zaczynał od zapowiedzi i recenzji, by po roku dołączyć do Newsroomu i już tam pozostać. Obecnie szef tego działu, gdzie zarządza zespołem złożonym zarówno ze specjalistów w swoim fachu, jak i ambitnych żółtodziobów, chętnych do nauki oraz pracy na najwyższych obrotach. Były redaktor niezapomnianego emu@dreams, gdzie zagnała go fascynacja emulacją i konsolami, a także recenzent magazynu GB More. Miłośnik informacji, gier (długo by wymieniać ulubione gatunki), Internetu, dobrej książki sci-fi i fantasy, nie pogardzi również dopieszczonym serialem lub filmem. Mąż, ojciec trójki dzieci, esteta, zwolennik umiaru w życiu prywatnym.

więcej