Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gramynawynos.pl 24 października 2012, 12:21

autor: Piotr Doroń

Andro-test: Blood & Glory: Legend - efektowny slasher rodem ze starożytności

Pierwsza odsłona marki Blood & Glory jest udanym klonem iOS-owego Infinity Blade, któremu bez większych problemów udało się przyciągnąć liczną publikę, choć nie wszystkie pomysły firmy Glu Mobile, producenta gry, okazały się trafione. System walki nie był do końca przemyślany, a brak szerszej otoczki fabularnej uniemożliwiał lepsze wczucie się w klimat tytułu. Producent Frontline Commando i Eternity Warriors 2 postanowił naprawić swoje błędy i zrobił to w najlepszy możliwy sposób – wydając kontynuację, zatytułowaną Blood & Glory: Legend. Czy zaserwował miłośnikom starć gladiatorów rozrywkę na wyższym poziomie niż w przypadku „jedynki”?

Pierwsza odsłona marki Blood & Glory jest udanym klonem iOS-owego Infinity Blade, któremu bez większych problemów udało się przyciągnąć liczną publikę, choć nie wszystkie pomysły firmy Glu Mobile, producenta gry, okazały się trafione. System walki nie był do końca przemyślany, a brak szerszej otoczki fabularnej uniemożliwiał lepsze wczucie się w klimat tytułu. Producent Frontline Commando i Eternity Warriors 2 postanowił naprawić swoje błędy i zrobił to w najlepszy możliwy sposób – wydając kontynuację, zatytułowaną Blood & Glory: Legend. Czy zaserwował miłośnikom starć gladiatorów rozrywkę na wyższym poziomie niż w przypadku „jedynki”?

Nazywam się Gladiator.

Blood & Glory: Legend to slasher utrzymany w konwencji Infinity Blade. Produkcja doczekała się wreszcie fabularnego wprowadzenia, którego rozwinięcie prezentowane jest w formie efektownych wizualnie, komiksowych wstawek. Gracz wciela się w wojownika imieniem Crimson, który postanawia powziąć zemstę na cesarzu. Aby móc trafić przed oblicze znienawidzonego władcy, musi najpierw zostawić w pokonanym polu kilkudziesięciu gladiatorów. W tym celu przemierza dosyć autorsko zinterpretowane Imperium Rzymskie i bierze udział w kolejnych pojedynkach. Zawarta tu historia nadaje sens takiemu a nie innemu stylowi rozgrywki i napędza grę, choć sama w sobie jest raczej sztampowa. W stosunku do „jedynki” jest to jednak ciągle potężna zmiana.

Siła i honor!

Rozgrywkę podzielono na dwa główne, w pełni zależne od siebie etapy. Pierwszym są pojedynki gladiatorów (jest ich tu 60), natomiast drugim rozwijanie bohatera. Starcia na arenach są toczone w stylu przywodzącym na myśl dwukrotnie już wspomniane Infinity Blade. Gracz staje zatem naprzeciwko rywala i toczy z nim bój do momentu pozbawienia go energii życiowej (o ile przeciwnik nie zrobi tego wcześniej w odniesieniu do nas). W trakcie walk możemy wykonywać akcje ofensywne i defensywne. Do ruchów ofensywnych zalicza się zadawanie ciosów pionowych, poziomych i ukośnych, łączenie ich w kombosy, a także wyprowadzanie ataków specjalnych, wystawiających rywala na dalsze ataki. Wśród akcji defensywnych wyróżniamy uniki, bloki oraz parowanie ciosów wroga – wszystkie one pozwalają ograniczyć lub wstrzymać utratę energii życiowej, a jednocześnie stanowią źródło kontrataków, jakie gracz może wyprowadzić po udanej obronie.

System walki, w porównaniu do Infinity Blade, Horn czy Death Dome jest dosyć ślamazarny, ale przez to bardziej taktyczny. Gracz ma zazwyczaj sporo czasu na podjęcie decyzji i określenie, co w danym momencie przyniesienie lepszy skutek – wyprowadzenie ataku, sparowanie ciosu, unik lub blok. Wszystkie akcje, zarówno ofensywne i defensywne, należy też za sobą łączyć, by w możliwie największym stopniu wykorzystać błędy rywala. Walka jest niestety bardzo statyczna, przez co po kilkudziesięciu minutach zabawy zaczęła mnie nużyć (szczególnie, że ciągle miałem w pamięci dynamiczne i emocjonujące pojedynki z Horna). Dla gry nie jest to informacja zbyt dobra, gdyż, jak zapewne zdążyliście zauważyć, walka jest tu całym sednem rozgrywki – produkcja na płaszczyźnie interaktywnej zabawy nie oferuje praktycznie nic ponad nią. Wydaje mi się, że jedną z dodatkowym przyczyn takiego stanu rzeczy jest małe zróżnicowanie typów przeciwników – po kilkunastu pojedynkach gracz zna już firmowe zagrania większości z nich. Niemniej, miłośnicy taktycznej mechaniki walki znajdą tu sporo frajdy, o ile tylko nie dopadnie ich nuda, gdyż na system głęboki niczym w Virtua Fighter 5 oczywiście nie ma tu co liczyć.

Drugim istotnym elementem zabawy jest system rozwoju bohatera. Za wygrywane walki gracz otrzymuje srebrne monety i punkty doświadczenia (każdy kolejny poziom to możliwość rozdzielenia kilku dodatkowych punktów pomiędzy statystyki – atak, obronę i energię życiową). Za monety oraz przyznawane od czasu do czasu kredyty Glu można kupować w specjalnym sklepiku ekwipunek, czyli broń, opancerzenie, tarcze, hełmy, napoje leczące i podnoszące umiejętności, a także inne przedmioty. Niestety, zdecydowana większość oferty sklepiku jest niezwykle droga – bez mikropłatności, o których napiszę szerzej w kolejnym akapicie, się nie obejdzie. Z tego względu, przy rezygnacji z płacenia prawdziwymi pieniędzmi, nie opłaca się np. inwestować w przedmioty leczące, bądź modyfikatory umiejętności bohatera. W efekcie do sklepiku zagląda się raczej rzadko.

I tyle nam z chwały Rzymu.

I w tym momencie przechodzimy do największego problemu Blood & Glory: Legend, a mianowicie systemu mikropłatności, który woła o pomstę do nieba. Pomijam już kwestię cen, choć ciężko przejść obojętnie obok takich rewelacji jak 5000 sztuk kredytów Glu będących równowartością, uwaga, ponad 400 złotych (w sklepie znaleźć można pojedyncze sztuki broni za 10000 i 25000 kredytów)! Przede wszystkim bardzo rozczarował mnie balans tego systemu. Zazwyczaj jest tak, że w grach free to play niechęć do wydawania prawdziwych pieniędzy można nadrobić cierpliwością i pracowitością – wystarczy pograć trochę dłużej, by zasłużyć sobie na to, co inni wolą kupić szybciej, ale za grube pieniądze. W B&G: Legend pozyskanie funduszy na najlepszy ekwipunek jest szalenie trudne, prawie niemożliwe. Co więcej, już po 3-4 etapach z 10 dostępnych graczowi zaczyna brakować argumentów w walce z coraz silniejszymi rywalami. I choć można ich pokonać nawet z najsłabszą bronią w ręku – wystarczy unikać ich ciosów – to jest to niezwykle trudne i zazwyczaj bardzo, ale to bardzo irytujące. To jawna dyskryminacja ze strony producenta, godna tego, by potępiać ją na każdym możliwym kroku.

Na mój znak rozpętać piekło.

Pod względem technicznym Blood & Glory: Legend aspiruje do pierwszej ligi. Szata graficzna robi bardzo dobre wrażenie – poprawiono też to i owo w stosunku do części pierwszej. Szczególnie przypadły mi do gustu pełne detali, świetnie animowane postacie wojowników (gra automatycznie uwzględnia wszelkie zmiany w ekwipunku), obłożone dobrymi teksturami. Gladiatorzy zalewają się krwią i płynnie przechodzą od jednego ciosów do drugich – pod względem prezentacji B&G: Legend potrafi wzbudzić podziw. Lepiej niż w „jedynce” wyglądają też areny, poza tym jest ich nieco więcej. Świetnie wyszedł też Glu Mobile interfejs – zaskoczyła mnie m.in. efektowna mapka świata gry. Tylu dobrych słów nie mogę za to powiedzieć o oprawię audio. Motywów muzycznych, prawdę mówiąc, nie zapamiętałem (może poza dżinglem towarzyszącym śmierci), efekty dźwiękowe są raczej przeciętne, a fatalny dubbing postaci wywołuje ciarki na plecach.

Kciuk w dół?

Mimo wielu słów krytyki, nie mogę nie przyznać, że Blood & Glory: Legend to udany slasher. Dzięki wprowadzonym zmianom w mechanice walki oraz wzbogaceniu rozgrywki o szerszy kontekst fabularny, firmie Glu Mobile udało się w dużym stopniu zniwelować braki oryginału. Nie zmienia to jednak faktu, że grze ciągle daleko, by uznać ją za dzieło wybitne. Mile widziany byłby szerszy wachlarz przeciwników, a także zwiększona dynamika pojedynków. Obecnie zbyt szybko stają się one schematyczne. Głównym problemem gry jest jednak wyjątkowo kiepsko zbalansowany system mikropłatności. Bez wydawania pieniędzy ukończenie kampanii graniczy z cudem i wymaga od gracza olbrzymiej, nadludzkiej cierpliwości. W oczach wielu osób mikropłatności zabijają całą przyjemność z gry – muszę przyznać, że jest w tym dużo prawdy.  

Piotr "jiker" Doroń

                                    

Wydawca: Glu Mobile

Producent: Glu Mobile

Rozmiar: 297 MB

Wymagania: Android 2.1 lub nowszy

Język: angielski

Cena: free to play (obecne mikropłatności)

Adres: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.glu.gladiator2

 

PS. Śródtytuły to - poza jednym wyjątkiem - fragmenty wypowiedzi bohaterów filmu Gladiator Ridleya Scotta.

Piotr Doroń

Piotr Doroń

Z wykształcenia dziennikarz i politolog. W GRYOnline.pl od 2004 roku. Zaczynał od zapowiedzi i recenzji, by po roku dołączyć do Newsroomu i już tam pozostać. Obecnie szef tego działu, gdzie zarządza zespołem złożonym zarówno ze specjalistów w swoim fachu, jak i ambitnych żółtodziobów, chętnych do nauki oraz pracy na najwyższych obrotach. Były redaktor niezapomnianego emu@dreams, gdzie zagnała go fascynacja emulacją i konsolami, a także recenzent magazynu GB More. Miłośnik informacji, gier (długo by wymieniać ulubione gatunki), Internetu, dobrej książki sci-fi i fantasy, nie pogardzi również dopieszczonym serialem lub filmem. Mąż, ojciec trójki dzieci, esteta, zwolennik umiaru w życiu prywatnym.

więcej